wtorek, 3 marca 2015

Tak na sportowo...

Pokopmy sobie piłkę. 

 

     Dzisiaj trafiłem przypadkiem na kolejny ciekawy artykuł o trenerze naszych kopaczy, który to aktualnie pracuje dość intensywnie nad przygotowaniem naszej reprezentacji na wyjazdowy mecz z Irlandią. Chciałoby się puścić jakiś optymistyczny komentarz na ten temat, ale jakoś nie przychodzi mi nic do głowy sensownego. Jasne, można powiedzieć że nie ma się czego czepiać - pierwsze miejsce w grupie po 4 meczach, 15 strzelonych i 2 stracone, wysoka forma reprezentacyjna niektórych grajków - to same pozytywy, nad którymi można się rozpływać w nieskończoność. Ale czy na pewno?

     Co jest śmieszne w tym wszystkim - z natury jestem raczej optymistą i w takiej sytuacji powinienem dość mocno się cieszyć i patrzeć z nadzieją w przyszłość. Tylko dlaczego nie umiem tego robić? Pewnie dlatego, że piłka nożna to jedna z nielicznych dziedzin życia, w których mój optymizm został już tyle razy skopany że nie może się podnieść i ledwo dyszy.

     Jedna rzecz mnie jednak bardzo cieszy. W końcu - wśród naszych kopaczy (przynajmniej niektórych) - pojawia się chęć do pracy i rozwoju. Zaczynamy mieć w końcu piłkarzy, którzy nie tylko są wyrywani z Polski w młodym wieku i trenują w poważnych zagranicznych klubach, ale także piłkarzy już ciut starszych, którzy także wyjeżdżają za granicę i o dziwo nie wracają po kilku miesiącach bo żaden europejski klub nie chce z nimi podpisać kontraktu nawet do podawania bidonów. To jest zdecydowanie krok naprzód! Obserwuje piłkę od wielu lat i zdecydowanie muszę zaznaczyć że różnica jest i to już znacząca. 

     Kiedy cofam się myślami wstecz, zawsze obraz rodzimej piłki kojarzy mi się z sytuacją Wisły Kraków z roku 2006, kiedy to ich trenerem został Dan Petrescu. Potrenował ich kilka miesięcy i piłkarze zaczęli płakać, że treningi są zbyt ciężkie, że nie dają rady, aż w końcu postanowili się domagać na głos zwolnienia trenera. Sytuacja nie do pomyślenia w każdym normalnym kraju, którego zespoły regularnie chłoszczą nasze w każdych możliwych rozgrywkach międzynarodowych. Niestety, u nas przeszła, piłkarze, media (to swoją drogą jest temat na inny wpis, którego sobie nie odpuszczę), działacze - i trener został zwolniony. Cóż mógł zrobić biedny Petrescu, mógł objąć zespół rumuńskiej Divizii A, dwa lata później wygrać z nimi historyczne mistrzostwo kraju i wejść do Ligi Mistrzów, gdzie zajął zresztą 3 miejsce w grupie po całkiem dobrej grze i walce z najlepszymi. Dało się? Dało, tylko tam nikt nie płakał, że w końcu ktoś im kazał trenować.

     Niestety, ogromna większość naszych kopaczy nadal żyje w takiej mentalności, jednak w końcu zaczęły się pojawiać perełki, które rzeczywiście chcą coś osiągnąć w tym sporcie - dzięki temu człowiek powoli odzyskuje wiarę w sukces, który już niedługo nadejdzie. Tak, to jest optymistyczny akcent w który szczerze wierzę i jestem gotów się założyć, że nasza reprezentacja osiągnie coś znaczącego na arenie międzynarodowej w ciągu najbliższych 10 lat. Można to nazwać przeczuciem lub wyciągiem z obserwacji.  

     Ale wracając do aktualnej sytuacji, obawiam się, że nie nastąpi to na najbliższych mistrzostwach europy. Mam pewien uraz do polskich szkoleniowców. Może jest to spowodowane akcentem z holenderskim trenerem, który potrafił zebrać piłkarzy grających słabo i zrobić z nich silną drużynę, może jest to spowodowane tym, że nasi trenerzy z silnych piłkarzy nie potrafią zrobić nawet średniej drużyny. Nie chciałbym się czepiać samego Nawałki, bo jeszcze nie zrobił nic wybitnie głupiego - ba, dla mnie zrobił dwie najważniejsze rzeczy - czyli przestał powoływać Brożka i ustawił nam w końcu dwóch napastników. Ale mimo wszystko gra naszych nie napawa mnie optymizmem.

     Niby wygraliśmy z Niemcami i niby styl się nie liczy. Ale to jest jak radość z niedawnego remisu z Anglią. Nie ważne że przeciwnik 3/4 meczu stał i nie bardzo miał ochotę się ruszać jakby był na ostrym kacu, nie ważne że marnował każdą sytuacje jaką wypracował, ważne że wygraliśmy. Jakoś opuszcza mnie radość jak pomyśle o tym, że wygraliśmy z kimś kto wcale z nami nie grał, po czym dostaliśmy w tyłek od Szkotów (tak, ten remis uważam za porażkę). Problem z Niemcami jest taki - że jak się w końcu obudzą, to nie będzie im przeszkadzało miejsce po kilku pierwszych meczach w tym żeby wygrać tą grupę. Co wtedy stanie się z nami? Raczej ciężko nam będzie ustawić się na drugim miejscu przez wojowniczych Szkotów i Irlandczyków. Nie jesteśmy bez szans, mamy lepszych piłkarzy od wszystkich przeciwników poza sąsiadami z za zachodniej granicy - niestety, uważam że to właśnie nasz trener, noszony aktualnie na rękach za obecną sytuacje - jest naszym najsłabszym ogniwem i to on nie zdoła tego utrzymać. Rozumiem tu doskonale Polańskiego, który nie chciał grać argumentując to tym, że przyjeżdża na zgrupowanie a tam czysta amatorka się dzieje.  No ale co się ma dziać? Zjeżdżają się piłkarze z dobrych, silnych europejskich klubów z tradycjami i szkoleniowcami z najwyższej półki, stają przed Nawałką i co on im ma powiedzieć? Jakim doświadczenie, wiedzą, umiejętnościami ma błysnąć i przede wszystkim - na czym ma zbudować autorytet, skoro już na starcie jest przegrany i wygląda z nich najgorzej?  I tej sytuacji nie zmieni ŻADEN polski trener. Bo żaden nie ma odpowiedniego doświadczenia ani wiedzy, żeby ten autorytet zbudować - a bez tego nie zbuduje silnej reprezentacji, będzie ciągnął cyrk oparty tylko na umiejętnościach kilku na prawdę niezłych piłkarzy, ale to w końcu - przeciw zgranym i silnym drużynom - nie wystarczy.

     Nie chce narzekać, ale czarno to widzę. Dużo się słyszy głosów o tym że nie powinno się krytykować zbytnio i dać chłopakom szanse na ugranie czegoś. Dużo się słyszy tego już od kilkunastu lat i nadal trzeba dawać szanse nie krytykować. Niestety - właśnie ta pobłażliwość to jest największy wróg sukcesu. Stosowana sezon za sezonem w polskiej lidze, rok za rokiem w reprezentacji. Nazywanie kupy kwiatkiem nie zmieni tego że śmierdzi.
     Tu trzeba posprzątać a nie używać pięknego słownictwa.

     Jeśli tym razem znów nic nie ugramy to na co zwalimy? Powiemy że podstawowi gracze z bardzo silnych zespołów Włoskiej, Angielskiej, Niemieckiej, Hiszpańskiej i kilku innych lig nie są w stanie sklepać przeciętnych Szkotów i Irlandczyków?

     My po prostu nie mamy nikogo, kto potrafiłby ich poprowadzić... I nie ważne ilu trenerów by to już udowodniło - nadal włazimy w krowi placek i krzyczymy że trzeba dać mu szansę, może przestanie śmierdzieć sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz